________________________________________________________________
Gdy weszłam do środka serce mi zamarło. Na samym środku dojo
stał wielki stół zastawiony przeróżnymi potrawami, a wokół stołu siedzieli nasi
przyjaciele. Przywitali nas jakoś nie typowo.
Jack popatrzył na mnie niepewnie, jakby coś ukrywał. Usiedliśmy przy
stole i zaczęliśmy jeść. Nie wiedziałam o co chodzi, a gdy spytałam cicho Jacka
co się stało, nie odpowiedział. Wiem jedno. Wszyscy coś przede mną ukrywali.
Starałam się tym nie przejmować. Za 3
dni święta, które spędzę z Jackiem i rodziną.
To będą najpiękniejsze święta! Wiem to! Po posiłku przyjaciele
przygotowali mini prezenty dla
wszystkich. Nowy sweterek od Grace był
prześliczny! Gdy już myślałam, że wszyscy poręczali sobie prezenty, podszedł do
mnie Jack. Wyglądał na smutnego, ale nie mogłam się domyślić dlaczego. Miał ze
sobą malutki prezencik.
- Jack. Myślałam, że my wręczamy sobie prezenty dopiero na
gwiazdkę…- Jack spuścił głowę, żebym nie widziała jego wyrazu twarzy, ale wiem,
że był smutny.-Coś się stało…
- Możemy pogadać na zewnątrz?- kiwnęłam głową i poszłam z
Jackiem na pole. Spodziewałam się teraz najgorszego.- Słuchaj Kim… Jest coś o
czym ci nie mówiłem. Od kiedy cię spotkałem widziałem w tobie kogoś więcej niż
przyjaciela. Zawsze byłaś mi o wiele bliższa niż inni. Ten pocałunek na
dziedzińcu to było dla mnie spełnienie największego marzenia, ale…- Jack był
teraz jeszcze smutniejszy- ale muszę wyjechać.
Myślałam, że zaraz zemdleję. Łzy płynęły po moich policzkach
roztapiając śnieg pod moimi nogami.
- Ale.. Ale jak wyjechać?!- mówiłam przez łzy- Dokąd? Na
ile? Dlaczego?- Jack również miał policzki mokre od łez..
- Mamie upadła firma i znalazła nową. Ale ona jest… jest we Francji.
Musimy się przeprowadzić- wyksztusił z siebie powstrzymując się od płaczu-
Wylatujemy jutro z samego rana.. – dokończył i przytulił się do mnie mocno.
- Czemu nie powiedziałeś mi wcześniej?- mówiłam smutno wtulając
się w jego ramiona.- Mogłabym.. mogłabym pomóc! – wyjąkałam i przytuliłam się
do niego mocniej.
-Przykro mi… - odsunął mnie trochę, by zobaczyć moją twarz.-
Ale wiedz, że zawsze będę o tobie myślał-powiedział łagodnie i mnie pocałował…
po raz ostatni… a potem odszedł . Stałam tam cała zapłakana, patrząc na obraz
Jacka, który był coraz dalej aż zniknął za mgłą. Wróciłam do domu i rzuciłam
się na łóżko. Tyle ile wypłakałam tego wieczoru można by było liczyć w litrach.
W końcu obraz się zamazał i zasnęłam. Nie po raz pierwszy śniły mi się
wszystkie chwile spędzone z Jackiem. Ale teraz odczuwałam każdą chwilę snu sto
razy mocniej. Obudziłam się późnym rankiem. Jack już pewnie leciał. Nie
widziałam go od paru godzin, a już za nim bardzo tęskniłam. Ubrałam się
niechętnie i zeszłam coś zjeść chociaż nie miałam na nic ochoty. Na dole
siedziała moja mama. Od razu zobaczyła mój wyraz twarzy i pobiegła mnie
przytulić.
- Tak mi przykro Kim!- powiedziała przytulając się do
mnie..- Będzie dobrze - pocieszała mnie, a ja czułam się coraz gorzej. Mama
zrobiła mi gorącej czekolady i wyszła do pracy jeszcze raz mnie pocieszając.
Mijały dni, a ja czułam się coraz gorzej. Obudziłam się rano
i zwlokłam się z łóżka. „Dzisiaj Gwiazdka”- pomyślałam- „Dzisiejszy dzień
miałam spędzić z Jackiem”. Ubrałam się,
jak najlepiej na święta i poszłam się przejść. Mijałam różne pary wyobrażając
sobie, że to Ja i Jack. Ruszyłam dróżką, którą nie dawno szłam z Jackiem .
Widziałam nas. Tych dwóch nastolatków, którzy śmieją się z niczego. W pewnym momencie uśmiechnęłam się lekko. „Byliśmy
zwariowani”- pomyślałam, gdy przechodziłam obok tej samej góry śniegu, w której
obydwoje się tarzaliśmy. Mimo, że byliśmy ze sobą tak krótko czułam jakbym była z nim od zawsze. Jakbyśmy byli
razem od kiedy pierwszy raz się spotkali. Zrobiło mi się trochę zimniej, więc
włożyłam ręce do kieszeni. Wyczułam coś palcami i szybko wyciągnęłam. W mojej
ręce było małe pudełeczko. To samo pudełeczko, które trzymał Jack w ręce, jako
prezent dla mnie. Usiadłam na pobliskiej ławce i rozpakowałam podarunek. W
środku znalazłam naszyjnik. Małe srebrne jabłuszko zawieszone na łańcuszku. Po
moich policzkach spłynęła łza.
- Połączyło nas jabłko. Jak w
królewnie śnieżce.- Zaśmiałam się do siebie i ubrałam wisiorek. Po dłuższym
spacerze wróciłam do domu, by pomóc mamie w przygotowaniach do świątecznej
kolacji. Mama gdy zobaczyła, że się uśmiechałam, rozpromieniła się. To miały
być najlepsze święta w moim życiu i będą! Przygotowaliśmy kolację, jak
najlepiej umiałyśmy i usiadłyśmy w trójkę. Ja, Mama i Rose. Ich towarzystwo
poprawiło mi nastrój. Zjadłyśmy i chwilę pogadałyśmy. Po długim świętowaniu w
trójkę poszłam spać.
*****************************************************************
-KIM! Wstawaj! Dzisiaj pierwszy dzień szkoły! To twoja
ostatnia klasa. Chyba nie chcesz się spóźnić!
- Już idę! – krzyknęłam i zeskoczyłam z łóżka. Umyłam się
szybko i ubrałam w przygotowane ciuchy razem z wisiorkiem. Zbiegłam na dół, a
mama rzuciła owoc jako śniadanie.- To cześć Mamo!- krzyknęłam i pobiegłam do szkoły.
Wbiegłam do klasy, ale była pusta. Gdzie są wszyscy? Chwila, chwila. Spojrzałam
jeszcze raz na plan zajęć. Pierwsze zajęcia o 9:00?! Mama mnie wysłała do
szkoły godzinę wcześniej?! Trudno.. może jej się pomyliło. Poszłam na stołówkę,
by zjeść moje jabłko. Z przyzwyczajenia sobie nim rzucać. Jednak wyrzuciłam je
zbyt wysoko i zanim zdążyłam je złapać, chwycił je ktoś inny…
-Cześć jestem Jack. To chyba twoje. – powiedział podając mi
jabłko, ale ja już mu się rzuciłam na ramiona przewracając nas obojga.
-Ale.. ale jak? – zapytałam przez łzy.
Nie odpowiedział, ponieważ w tej samej chwili pocałowałam
go.
KONIEC